Wczoraj była piękna letnia pogoda. Po południu jak żar przestał już lać się z nieba, rodzice zapakowali całe towarzystwo i pojechali na dłuuuugi spacer. Byli w miejscu niezwykłym- Pałac w Zatoniu – 10 km od Zielonej Góry – był świadkiem wizyt znaczących postaci dziewiętnastowiecznej Europy: przyrodnika i podróżnika, twórcy geografii fizycznej Alexandra von Humboldta, kompozytorów Franciszka Liszta i Ryszarda Wagnera, pisarza Viktora Hugo, cara Rosji Mikołaja I, króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV, czy angielskiego generała Artura Wellingtona, który pokonał Napoleona pod Waterloo. No to dziś po alejkach maszerował Jasiu:) nasz najważniejszy bohater.
Przepiękna rezydencja została spalona przez Armię Czerwoną już po wojnie. Jakimś cudem ostał się kartusz herbowy Talleyrandów- bo pałac należał do księżny Doroty de Talleyrand-Périgord -partnerki życia najsłynniejszego Talleyranda Charlesa…ministra Napoleona i architekta porządku Europy uzgodnionego podczas Kongresu Wiedeńskiego. Chodząc po pięknych pustych salach zastanawiamy się- po co to było podpalać???
Księżna Dorota była piękna… zobaczcie portret.
Zachował się park i ruiny… ogromne drzewa – śpiew ptaków, błękitne niebo… ktoś odnawia alejki- odkopuje fontanny… Pojechaliśmy tam z psami… i wszystko było dobrze – dotarliśmy do oddalonego od Pałacu sztucznego wzgórza z jaskinią… ale kiedy zaszło słońce – nastąpił atak meszek i komarów. Niestety Jasiu miał krótkie spodnie i salwował się ucieczką:)
Psy szczęśliwe. Janek trochę mniej. Parę kilometrów w nogach